„All i want for Christmas is You” – słowa te, były
pierwszymi, które Rebbeca usłyszała 24 grudnia. Zanim otworzyła oczy, wsłuchiwała
się w kolejne wersy piosenki Mariah Carrey, którą dzień wcześniej ustawiła
sobie na budzik. Z uśmiechem na twarzy i kosmetyczką pod pachą powędrowała w
stronę łazienki. Była w tak dobrym nastroju, że nawet dzieci przepychające się
w korytarzu nie były w stanie go zepsuć. Równie cierpliwie zniosła konieczność
odczekania piętnastu minut na swoją kolej w toalecie.
Podczas szybkiego prysznica, który postanowiła wziąć na dobry
początek dnia, cały czas podśpiewywała świąteczne piosenki. W ciągu pół godziny
zrobiła z sobą porządek i z ręcznikiem owiniętym wokół włosów, łudząco
przypominającym turban, zeszła do kuchni. Na stole czekały na nią grzanki z
dżemem i szklanka mleka. Obok śniadania zauważyła karteczkę, którą pewnie
zostawiła jej ciotka. „Poszłam do sklepu po parę rzeczy na Wigilię. Tata jest
ze mną, a dzieciaki u sąsiadki. Jeśli możesz, posprzątaj trochę w kuchni. Wrócę
o 13. Całuję”. Kochana, pomyślała. Cóż, skoro jest dziewiąta, a mam 4 godziny,
może pójdę się spotkać z Nickiem?
W oka mgnieniu wykonała polecenie ciotki, ubrała płaszcz i w
szybkim tempie, ponieważ chciała jak najszybciej zobaczyć się z chłopakiem, a
także z powodu siarczystego mrozu, który tego ranka był bardzo odczuwalny, szła
przed siebie.
Zapukała do tych samych dębowych drzwi, co dnia poprzedniego,
i również tym razem otworzył jej ojciec Nicka. Tego dnia był jednak bardziej
pewny i bez żadnych zbytecznych słów, czy też gestów, zaprosił ją do środka. W
salonie stała, przybrana już, choinka, która w świetle kominkowego ognia
prezentowała się niezwykle okazale, zachwycając Rebbecę swoim stylem i gustem.
Z głębi domu ‘’wyciekał’’ słodki zapach pierniczków, które pani domu
najwyraźniej właśnie wyciągnęła z piekarnika.
W czasie gdy dziewczyna rozglądała się po domu, Nick zdążył
już zejść na dół. Poinformował rodziców o tym, że wychodzi i słysząc aprobatę z
ich strony zatrzasnął za nimi drzwi. Szli w milczeniu, trzymając się za ręce.
Chłopak był w dobrym nastroju, jednak widząc zamyślenie Rebbecy wolał poczekać
na jej ruch. - Gdy do ciebie szłam – zaczęła- miałam wrażenie, że... ktoś mnie
obserwuje.
Spojrzał na nią troskliwie i sam nie wiedząc, co na to
odpowiedzieć, po prostu dalej milczał. Z własnego doświadczenia wiedział, że
niektóre rzeczy w obecności kobiet lepiej pozostawić bez komentarza.
Oczywiście, mógł jej powiedzieć, że najprawdopodobniej to wszystko jej się
przewidziało i pewnie, jak to płeć piękna ma w zwyczaju, przerysowuje pewne
fakty, jednak wizja kłótni, w której od początku byłby na przegranej pozycji
zgasiła jego pomysł w zarodku.
Dziewczyna w dalszym ciągu kontynuowała swoje wywody, a Nick,
niespecjalnie tym przejęty, szedł dalej, rozkoszując się utęsknionym spacerem z
ukochaną. Gdy jej emocje nieco opadły i wydawała się pokrzepiona własnymi
słowami, chłopak wyzwolił jej dłoń z uścisku i stanąwszy z nią twarzą w twarz
zdobył się na wyznanie.
- Rebbeco? – wymówił jej imię powoli i dokładnie, ale nie po to, by zaczęła go słuchać, lecz by spojrzała mu w oczy. Z tym miała zawsze największy problem, ponieważ, nie wiedzieć czemu, męskie oczy działały na nią jak letnie słońce. Raziły ją tak bardzo, że nie była w stanie wytrzymać w tej pozycji dłużej niż kilka sekund. Uczucie to, zauważyła, ostatnimi czasy bardzo się pogłębiło. Może to dlatego, że przez dłuższy czas nie musiała z sobą walczyć w ten sposób? Tak czy inaczej musiała się przełamać i wiedziała, że właśnie nadszedł ten moment.
- Bałem się przyznać to sam przed sobą, ale przez ten czas, gdy cię nie było, moje życie nie miało sensu. Nie miało sensu, bo … to ty nim jesteś. Już dzisiaj wiem, że nigdy nie pokocham nikogo tak mocno jak ciebie. Wiedz, że jesteś jedynym powodem dla którego żyję. Tutaj zmuszony był przerwać, ponieważ Rebbeca, nie umiejąc opanować swoich emocji, zaczęła histerycznie płakać. Właściwie sama nie wiedziała, dlaczego to robi, ale z tak samo niewiadomych przyczyn nie potrafiła się pohamować. – Czy mógłbyś mnie odprowadzić do domu? – poprosiła po upływie jakiegoś czasu słabym, wciąż łamiącym się głosem. Nick, naturalnie, spełnił jej życzenie, choć sam był w niemałym szoku. Nie miał bowiem pojęcia, co mogła oznaczać niecodzienna reakcja dziewczyny. Czy sprawił jej przykrość? Ból? Nurtowało go to, ale ta sama intuicja co wcześniej podpowiadała, że lepiej o nic nie pytać.
- Rebbeco? – wymówił jej imię powoli i dokładnie, ale nie po to, by zaczęła go słuchać, lecz by spojrzała mu w oczy. Z tym miała zawsze największy problem, ponieważ, nie wiedzieć czemu, męskie oczy działały na nią jak letnie słońce. Raziły ją tak bardzo, że nie była w stanie wytrzymać w tej pozycji dłużej niż kilka sekund. Uczucie to, zauważyła, ostatnimi czasy bardzo się pogłębiło. Może to dlatego, że przez dłuższy czas nie musiała z sobą walczyć w ten sposób? Tak czy inaczej musiała się przełamać i wiedziała, że właśnie nadszedł ten moment.
- Bałem się przyznać to sam przed sobą, ale przez ten czas, gdy cię nie było, moje życie nie miało sensu. Nie miało sensu, bo … to ty nim jesteś. Już dzisiaj wiem, że nigdy nie pokocham nikogo tak mocno jak ciebie. Wiedz, że jesteś jedynym powodem dla którego żyję. Tutaj zmuszony był przerwać, ponieważ Rebbeca, nie umiejąc opanować swoich emocji, zaczęła histerycznie płakać. Właściwie sama nie wiedziała, dlaczego to robi, ale z tak samo niewiadomych przyczyn nie potrafiła się pohamować. – Czy mógłbyś mnie odprowadzić do domu? – poprosiła po upływie jakiegoś czasu słabym, wciąż łamiącym się głosem. Nick, naturalnie, spełnił jej życzenie, choć sam był w niemałym szoku. Nie miał bowiem pojęcia, co mogła oznaczać niecodzienna reakcja dziewczyny. Czy sprawił jej przykrość? Ból? Nurtowało go to, ale ta sama intuicja co wcześniej podpowiadała, że lepiej o nic nie pytać.
Gdy już mieli się rozstać Rebbeca, co było kolejnym
zdziwieniem dla Nicka, rzuciła mu się na szyję, składając masę czułych
pocałunków. Miał wrażenie, jakby starała się w ten sposób zrekompensować swoje
wcześniejsze zachowanie. Czuł jednak, że nie może się na nią dłużej gniewać,
więc odpowiedział jej tym samym.
***
Zanim zaczęli świętować, ciotka miała dla wszystkich, a
zwłaszcza dla Rebbecy, smutną wiadomość.
-
Moi kochani – przemówiła. – Z przykrością muszę was powiadomić, że przed
chwilką otrzymałam telefon od Margaret. Niestety, ze względu na złe warunki
pogodowe jej lot został odwołany – spojrzała na załamaną Rebbecę, która z
trudem powstrzymywała łzy, po czym szepnęła w jej stronę – przykro mi. Niestety
nie był to koniec niespodzianek dzisiejszego wieczoru. W pewnym momencie ktoś zadzwonił do drzwi.
Pozostali członkowie rodziny zdawali się być mocno zdziwieni, jednak nie
Rebbeca, dla której wraz ze słowami „został odwołany” wszystko inne przestało
mieć jakiekolwiek znaczenie.
Ciotka podniosła się
od stołu i spokojnym krokiem udała się w kierunku drzwi. Po jej głosie nie było
słychać ni nutki zdziwienia, wręcz przeciwnie – można by przypuszczać, że
kobiet spodziewała się tej wizyty. – Chciałabym przedstawić wam naszego
sąsiada. Bardzo uczynny z niego chłopak – przedstawiła rodzinie przybysza. –
Spotkałam go w sklepie. Gdy dowiedziałam się, że Wigilię spędza samotnie,
postanowiłam go zaprosić. Proszę, usiądź tutaj – powiedziała do chłopaka,
usadzając go dokładnie naprzeciw Rebbecy. Choć do tej pory nie była zbyt
przejęta, sama nie wiedząc czemu, podniosła wzrok. W pierwszej chwili oceniała
jego gust, wzorując się na białej koszuli i eleganckiej marynarce, jednak gdy
tylko z piersi owego mężczyzny wydobył się radosny okrzyk jej imienia,
zaniechała tą czynność, z przerażeniem wpatrując się w jego twarz. Nie dłużej
niż pół sekundy zajęło jej rozpoznanie chłopaka. Zamarła z przerażenia. To był
Tom.
Kobieta zdawała się
nie zauważyć zszokowanej miny siostrzenicy, sama bowiem była zaabsorbowana
faktem, że Rebbeca i Tom się znają. Zaczęła zadawać masę pytań, jednak widząc,
że nie są specjalnie skorzy do zwierzeń, taktownie zmieniła temat. Dziewczyna w
dalszym ciągu nie mogła uwierzyć w swojego, można by rzec, pecha. Siedziała z
rozdziawioną buzią, cały czas wpatrując się w Toma. Chwilami miała nawet wrażenie,
że jemu to schlebia! Nie wiedziała co z sobą zrobić; jednocześnie była wściekła
na ciotkę, która, choć niczego nie świadoma, zaprosiła jej byłego, a z drugiej
starała się całą swoją mocą powstrzymać potok łez, który lada chwila miał
wypłynąć. Jak dziś pamiętała moment, w którym ją zdradził. Nikt dotąd tak jej
nie upokorzył. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Chciała o nim zapomnieć i
udało jej się… niestety nie na długo.
Gdy dotarł do niej
bardzo bolesny fakt łamania się opłatkiem, serce podskoczyło jej do gardła.
Ostatnią rzeczą, na którą miała chęć, było składanie życzeń zdrajcy. Podłemu
człowiekowi bez uczuć. Niestety, tradycja to tradycja. Odczytawszy ewangelię,
wszyscy wzięli po jednym opłatku i zaczęli się łamać. Swoją kolej na składanie
życzeń odwlekła jak tylko się dało. Z nadzieją błądziła wzrokiem po pokoju
licząc, że ktoś jeszcze nie przełamał się z Tomem, niestety – była ostatnia.
Wciągnąwszy olbrzymią ilość powietrza w płuca czekała, aż chłopak do niej
podejdzie. W tym czasie trzy razy robiło jej się słabo, a raz nawet chciała
zwymiotować. Gdy podszedł do niej na tyle blisko, że nie było już odwrotu,
odważnie podniosła głowę, napinając wszystkie mięśnie ciała, nerwowo ściskając
opłatek w dłoni. Jakimś cudem udało jej się to przeżyć. Mimo wszystko nadal
była zła. Ku nieszczęściu wszystkich, a zwłaszcza Toma, nie należała do osób,
które szybko wybaczają. I tym razem nie zamierzała odpuścić.
Jako pierwszy na
stół wjechał barszcz z uszkami. Zamiast pomóc ciotce w obsłużeniu gości,
siedziała sztywno przy stole, jakby starając się w ten sposób ukarać kobietę za
zaproszenie chłopaka. Nie mogła się pogodzić, że tak znienawidzona przez nią
osoba siedzi przy tym samym stole wigilijnym, symbolu pokoju i zgody. Po jej
ciele przeszły ciarki.
Kolacja minęła
szybciej, niż Rebbeca mogłaby się tego spodziewać. Jeszcze tylko śpiewanie
kolęd i nie będę musiała dłużej na niego patrzeć, pomyślała. W ten oto sposób
wszyscy zgromadzeni zaczęli śpiewać „Cichą noc”. Wysokie dźwięki wydobywające
się z ust najstarszych członkiń rodu doprowadzały dziewczynę do szaleństwa,
wbijając się w jej mózg z siłą wiertła. Nagle, ku zdziwieniu wszystkich,
ponownie rozległo się pukanie do drzwi. Tym razem nawet ciotka była zaskoczona.
Z hallu dobiegły
radosne okrzyki dwóch kobiet. Rebbeca instynktownie wstała od stołu i poszła
sprawdzić powód euforii ciotki. Oczy zaszły jej łzami i niewiele myśląc rzuciła
się na nowoprzybyłą kobietę.
–Mówili, że nie przylecisz! – łkała z radością, wciąż nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. –Jak to możliwe, że jednak jesteś?
- Magia świąt, skarbie – odparła wysoka kobieta, przytulając do siebie mocniej zapłakaną Rebbecę.
–Mówili, że nie przylecisz! – łkała z radością, wciąż nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście. –Jak to możliwe, że jednak jesteś?
- Magia świąt, skarbie – odparła wysoka kobieta, przytulając do siebie mocniej zapłakaną Rebbecę.
Margaret, wysoka
blondynka przypominająca hollywoodzką gwiazdę, ściągnęła z siebie równie
spektakularne futro, kładąc je starannie na skórzanej kanapie. Ciotka szybko uwinęła
się z przygrzaniem jej wigilijnych potraw, a gdy to uczyniła, powrócili do
śpiewania kolęd. Tylko Rebbeca, nie zwracając już zupełnie uwagi na Toma, z
zaciekawieniem przyglądała się spożywającej posiłek mamie. Wyglądała zupełnie
jak anioł. Dziewczyna nie mogła nadziwić się jej idealnym rysom twarzy oraz
pięknym niebieskim oczom. Przez ich niewinność była skłonna przypuszczać, że
kobieta jest jeszcze dzieckiem. Chciała jej to powiedzieć, ale widząc znużenie
w oczach matki, zaniechała swój pomysł, zastępując go czułym przytuleniem.
Kobieta delikatnie się uśmiechnęła i przepraszając wszystkich wstała od stołu,
tłumacząc, że źle się czuje. Rebbeca bardzo się zasmuciła, ale wiedziała, że
nic nie może na to poradzić. Oddaliła złe myśli w niepamięć i wróciła do
świętowania.
***
Większość gości pojechała już do swoich domów. Przy stole
zostało dosłownie kilka osób. Wród nich Tom.
Rebbeca zabrała się do zmywania po wieczerzy. Robiła to
niechętnie, ale czuła, że ma dług wobec ciotki po swoim wcześniejszym
zachowaniu. Stała tyłem do salonu, kompletnie nie pamiętając o obecności gości.
Nic więc dziwnego, że gdy poczuła czyjść oddech na swoim karku, włosy stanęły
jej dęba. Powoli się odwróciła.
- Mogę mieć do ciebie prośbę?- zapytał nieśmiało, udając
niewiniątko. Czuła, że zaraz zwymiotuje.
- Czego chcesz? – wycedziła przez zęby, wcale nie zamierzając darować mu win, pomimo wyjątkowej daty.
- Proszę, porozmawiajmy- nalegał. Gdy starała się go wyminąć, by zebrać kolejne talerze, skutecznie zastąpił jej drogę. Popatrzyła na niego zabójczym wzrokiem, tym razem nie dając za wygraną.
- Może zabrzmi jak z jakiegoś kiepskiego filmu, ale ja naprawdę nie mam o czym z tobą rozmawiać. Potrzebowałam trochę czasu, żeby to sobie uświadomić, ale nie wnosisz nic do mojego życia. Tak więc wybacz, ale będę cię traktować jak powietrzę.
- Jesteś pewna? Bez powietrza nie można żyć – rzucił rozbawiony, a także usatysfakcjonowany takim obrotem sprawy. No nie, pomyślała. Muszę go skutecznie spławić i to jak najszybciej.
- Jeśli myślisz, że to coś zmieni, grubo się mylisz. Nienawidzę cię za to co zrobiłeś, rozumiesz?! Nienawidzę! – W jej oczach były teraz błyskawice, gotowe w każdej chwili strzelić w natręta. Była rozwścieczona, również skłonna do łez, ale pierwsza natura zdecydowanie wzięła górę nad drugą. Chociaż była bardzo nieśmiała, teraz nie miała żadnych skrupułów. Zawsze dopinała swego.
-Wyjdź. – Nie musiała powtarzać. Tom zdawał się przyjąć do świadomości, że nic tu więcej nie wskóra. W momencie złość i histeria ustąpiły z jego twarzy, a na ich miejsce pojawiły się uprzejmość i serdeczność. Ze smutnym uśmiechem i wzrokiem w dalszym ciągu wbitym w Rebbecę podziękował za gościnę, i ubrawszy płaszcz – wyszedł.
- Czego chcesz? – wycedziła przez zęby, wcale nie zamierzając darować mu win, pomimo wyjątkowej daty.
- Proszę, porozmawiajmy- nalegał. Gdy starała się go wyminąć, by zebrać kolejne talerze, skutecznie zastąpił jej drogę. Popatrzyła na niego zabójczym wzrokiem, tym razem nie dając za wygraną.
- Może zabrzmi jak z jakiegoś kiepskiego filmu, ale ja naprawdę nie mam o czym z tobą rozmawiać. Potrzebowałam trochę czasu, żeby to sobie uświadomić, ale nie wnosisz nic do mojego życia. Tak więc wybacz, ale będę cię traktować jak powietrzę.
- Jesteś pewna? Bez powietrza nie można żyć – rzucił rozbawiony, a także usatysfakcjonowany takim obrotem sprawy. No nie, pomyślała. Muszę go skutecznie spławić i to jak najszybciej.
- Jeśli myślisz, że to coś zmieni, grubo się mylisz. Nienawidzę cię za to co zrobiłeś, rozumiesz?! Nienawidzę! – W jej oczach były teraz błyskawice, gotowe w każdej chwili strzelić w natręta. Była rozwścieczona, również skłonna do łez, ale pierwsza natura zdecydowanie wzięła górę nad drugą. Chociaż była bardzo nieśmiała, teraz nie miała żadnych skrupułów. Zawsze dopinała swego.
-Wyjdź. – Nie musiała powtarzać. Tom zdawał się przyjąć do świadomości, że nic tu więcej nie wskóra. W momencie złość i histeria ustąpiły z jego twarzy, a na ich miejsce pojawiły się uprzejmość i serdeczność. Ze smutnym uśmiechem i wzrokiem w dalszym ciągu wbitym w Rebbecę podziękował za gościnę, i ubrawszy płaszcz – wyszedł.